Mali odkrywcy i agregaty chłodnicze

Zawsze byłam ciekawym świata dzieckiem. Wszędzie chciałam zajrzeć, wszystkiego musiałam dotknąć, każdą rzecz poznawałam doświadczalnie. Niejednokrotnie stawało się dla mnie oraz dla rodziców źródłem niemałych problemów.

Przygoda z agregatami chłodniczymi

Agregat chłodniczyNajbardziej zapadła mi w pamięci sytuacja, która spotkała mnie w drugiej klasie szkoły podstawowej. Zazwyczaj po skończonych zajęciach mama zabierała mnie do siebie, do pracy, gdyż pozostawienie mnie samej w domu było ze względu na moje niezwykle kreatywne pomysły dość ryzykowne. Przychodziłam więc do restauracji, w której pracowała i grzecznie spędzałam czas na zapleczu. Czasem jednak ciekawość brała górę wykorzystując chwilę nieuwagi mojej rodzicielki wyruszałam na ekscytujące podróże badawcze. Jedna z takich wypraw zawiodła mnie do chłodni. Brzęczące agregaty chłodnicze zaciekawiły mnie, gdy tylko usłyszałam wydawany przez nie dźwięk. Zakradłam się pod metalowe, lśniące drzwi chłodnicze, jednak nie potrafiłam ich otworzyć. Czekałam jednak cierpliwie wiedząc, że prędzej, czy później pojawi się jakiś pracownik, który zrobi to za mnie. Nie musiałam długo czekać. Przemknęłam za plecami młodej kobiety i schowałam się między regałami wewnątrz, zanim zdążył się zorientować. Kiedy wyszła, a drzwi zamknęły się za nią z hukiem zaczęłam oglądać ogromne urządzenia chłodnicze. Przechadzałam się między zamarzniętymi kotletami, bułkami i warzywami z niesłabnącym zainteresowaniem oglądając wszystko, co mnie otaczało. Jednak niebawem zaczęło mi się robić zimno. Dopiero wtedy w głowie pojawiło się pytanie, jak właściwie wyjść z tej wielkiej niczym pokój lodówki. Nieco przestraszona chwyciłam za klamkę z nadzieją, że drzwi się otworzą, jednak ciężka, metalowa konstrukcja nie ustępowała pod naciskiem dziecięcych rączek. Zaczęłam dygotać z zimna i chociaż nie należałam nigdy do strachliwych czułam, jak serce mi przyspiesza, a pod powieki cisną się gorące łzy. Krzyczałam, jednak nikt nie słyszał. Zrezygnowana usiadłam pod drzwiami i zastygłam w bezruchu.

Na szczęście już po kilku minutach kolejny pracownik potrzebował czegoś z chłodni. Zdumiona kobieta odprowadziła mnie zapłakaną do mamy. Od tego czasu zdecydowanie częściej czas po zajęciach spędzałam w świetlicy szkolnej.